Mecz z Sokołem Łańcut to dla Wilków Morskich najdłuższy wyjazd w całej Energa Basket Lidze. Początek starcia toczył się pod dyktando Kinga. Jednak trener gospodarzy zdecydował się przerwać serię Wilków przy stanie 8:2.
Od tamtego momentu gra się bardzo wyrównała. King odskakiwał na kilka oczek, ale nie potrafił zbudować większej przewagi. Sokół trzymał się w grze dzięki szalonym i skutecznym rzutom Delano Spencera i Lee Moore'a. Gospodarze doganiali szczecinian, ale nie potrafili odskoczyć Kingowi, który ewidentnie nie mógł złapać swojego rytmu w ataku. Po pierwszej połowie podopieczni trenera Arkadiusza Miłoszewskiego prowadzili 36:35.
Druga połowa była zdecydowanie lepsza w wykonaniu szczecinian. King częściej uciekał rywalom, ale wciąż pozwalał im wracać do meczu. Wyciągając rękę stratami czy prostymi błędami w obronie. Czwartą kwartę trener Miłoszewski rozpoczął desygnując do gry wyższą piątkę. To podziałało i King zaczął dominować. Świetnie dysponowany był Tony Meier, Andy Mazurczak oraz Phil Fayne. Bardzo dobrze prezentował się także Mateusz Kostrzewski.
King wygrał 91:76. To drugie zwycięstwo w trzech meczach szczecińskiego zespołu w Energa Basket Lidze.
Punkty dla Wilków Morskich zdobywali: Meier 24 (5/5 za 3), Fayne 18 (9 zbiórek), Mazurczak 14 (12 asyst!), Eads 12, Kostrzewski 11, Cuthbertson 8, Matczak 4.